literature

Wedrujaca Kanapka

Deviation Actions

Drzuma's avatar
By
Published:
463 Views

Literature Text

Polecam zacząć od Opisu na dole w moim opisie pod tekstem.

Rozdział 1 - Niesprawiedliwa Pobudka

Nikt nie lubi być budzony bez powodu. Sen jest przecież bardzo ważny – nie tylko dla naszego zdrowia, ale także samopoczucia. Dlatego właśnie powstały mity o wstawaniu lewą nogą, a firmy sprzedające kawę mogą zarobić.
Czasem, jednak ktoś… lub coś wyrywa nas ze snu bez żadnego powodu. I w takich właśnie chwilach budzi się w nas wyobraźnia. Zaczynamy rozmyślać jaka to niezwykła siła kazała nam otworzyć zmęczone oczy i spojrzeć na świat o tak wczesnej porze. Właśnie takie rozmyślania dopadły właściciela pary wielkich ślepi, które ze stoickim spokojem wpatrywały się w biegających w pośpiechu ludzi. Najwidoczniej zamieszanie, którego przyczyny wciąż nie udało się ustalić owej osobistości wpatrzonej ze znużeniem na całe zajście niczym na jakiś wyjątkowo nudny serial z serii „odcinek 4789", było dla biegających wokoło ludzi czymś bardzo ważnym… Ważniejszym nawet od snu! Oczy zmrużyły się na chwilę, gdy ich właściciel ziewnął przeciągle.
- Uważaj bo nas wszystkich połkniesz, jak będziesz tak ziewać – dało się słyszeć czyjś głos i po chwili ktoś poklepał śpiocha po głowie. Gdy oczy uniosły się w górę by zobaczyć, która to osoba
z tej bandy sadystów lubujących się w budzeniu niewinnych istot, ze zdziwieniem ujrzały parę wielkich okularów. Ich właściciel najwidoczniej dostrzegł to zdziwienie, gdyż je zdjął.
- To tylko ja… nie rób taki wielkich oczu – zaśmiał się Franek, jednak nie zabawił tu zbyt długo, gdyż po chwili na horyzoncie pojawiła się wysoka, chuda kobieta z piorunami w oczach.
- Pomóż ojcu zanieść bagaże do samochodu – pociągnęła swego syna za ucho.
Nie dość, że cię budzą i nie mówią dlaczego to jeszcze biegają wokoło przyprawiając cię o ból głowy! Tak właśnie myślał właściciel pary ślepi, które najwidoczniej zrozumiały, że ponowne zamknięcie i zapadnięcie w sen nie ma sensu. Jedyną czynnością, która zyskałaby obecnie jakiekolwiek słowa uznania oraz zasłużyła na uwagę, było podniesienie ospałego cielska z materaca i ruszenie na spotkanie przeznaczenia, którym były drzwi, na drugim końcu korytarza. Tam należałoby przystanąć i głośnym chrząknięciem wyrazić swe niezadowolenie. Wtedy oczywiście wszyscy zrozumieliby swój błąd i zaczęli przepraszać ofiarę tego niezrozumiałego zamieszania. Przeprosiny to coś bardzo przyjemnego bo można dostać wiele pysznych smakołyków, a nawet zyskać dodatkową godzinkę na rozmowy ze znajomymi na spacerze.
Tak, więc plan wydawał się niezwykle przebiegły. Właściciel ślepi podniósł się z materaca. Oczy, jednak nie znalazły się dużo wyżej, gdyż krótkie nóżki, którymi teraz ich właściciel przebierał miały zaledwie kilka centymetrów. Przejście przez korytarz bez szwanku graniczyło z cudem. Wszędzie nogi, kartony, a nawet machiny oblężnicze w postaci wielkiego wujka, z trudem poruszającego się od jednego pudła z alkoholem do drugiego.
W końcu jednak udało się przejść na drugą stronę. Zapewne, gdyby to było wojsko, to rozległyby się wiwaty i brawa dla tak dzielnego żołnierza.
Wielkie oczy będące już z resztą ciała u celu uniosły się by spojrzeć na drzwi. Teraz albo nigdy! Jedna z krótkich nóżek uniosła się i przejechała delikatnie po drewnianej powierzchni drzwi, następnie wróciła na miejsce. Chwila nasłuchiwania. Nic. Jak biegali, tak nadal biegają. Nerwowe drgnięcie oka wraz z uchem… coś tu jest nie tak! Z obrażoną miną właściciel oczu usadowił się obok drzwi
i prychnął na tyle głośno by ktoś mógł zwrócić uwagę na jego oburzenie. Nadal nic! Trzeba powiercić się trochę w miejscu, co sprzyja nowym pomysłom i… jest! Ostateczny atak. Bardzo niebezpieczny dla obu stron, bowiem wrogowi grozi utrata słuchu,
a właścicielowi tej tajnej broni, szlaban na zabawy w garderobie, wśród wielu, kolorowych par butów. Raz kozie śmierć! Wpierw trzeba wziąć głęboki wdech, utrzymać go przez kilka sekund
w płucach, a następnie…
W całym mieszkaniu rozległo się donośne wycie. Było ono krótkie, jednak miarowe. Powtarzało się, co jakiś, czas, a z każdą chwilą było coraz głośniejsze. Jednocześnie wskazywało, jak bardzo właściciel owego głosu jest urażony. Tym razem się udało. Harmider w korytarzu ustał i wszyscy przenieśli wzrok na siedzącą pod drzwiami niewielką kulę sierści. Pewnie można by ją pomylić
z kłębkiem wełny, gdyby nie para wielgachnych uszu, mokry nos
i duże, brązowe ślepia wpatrzone w sprawców zamieszenia
z widocznym niezadowoleniem.
- Na litość babki Ziuty, zapomnielibyśmy o Kanapce! – wysoka, chuda matka, która już wcześniej zdążyła zwrócić na siebie uwagę wielkich ślepi była najwidoczniej zszokowana. Bo przecież ona nigdy o niczym nie zapomina! I bynajmniej nie chodziło tutaj o stos smakowitych kanapek leżących na blacie w kuchni, które tylko czekały, aż ktoś je zje. W tym wypadku chodziło o siedzącą przy drzwiach i wydzierającą się przeraźliwie suczkę Welsh Corgi imieniem Kanapka. Nie wiadomo skąd to imię się wzięło… prawdopodobnie ze względu na jej długość, niski wzrost oraz wzmiankę o Hot Dogu, takie właśnie imię przyszło do głowy właścicielom suni, gdy ta była jeszcze sikającym na gazety
i gryzącym, co popadnie szczeniakiem. Wprawdzie teraz już tak nie robiła, gdyż miała aż 2 lata i wiedziała, że nie wolno gryźć, co popadnie! Dlatego właśnie gryzła tylko buty… a najlepiej, te markowe.
- Kto ma dzisiaj dyżur?! – matka o wdzięcznym imieniu Jadwiga, którego, jednak rodzina unikała jak ognia i z uwielbieniem przezywała ją Dziunia, odwróciła się do reszty rodziny, która stała bez ruchu w korytarzu.
Wszyscy spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Normalnie nikt nie śmiał by zapomnieć o psinie, która traktowała takie zachowanie jak typowy brak manier i bardzo potępiała.
- Ja byłem wczoraj – Franek odezwał się szybko zdając sobie sprawę, że to zapewne jego siostra próbuje zwalić na niego swój obowiązek. Dlatego też po wygłoszeniu swego usprawiedliwienia, spojrzał na Maryśkę.
Siostra widocznie zrozumiała aluzję. Zmarszczyła brwi i nos jednocześnie.
- Ja w tym tygodniu byłam już dwa razy – powiedziała kwaśno.
Kanapka przyglądała się już w ciszy owej wymianie zdań z dość głupawą miną. Jej nie obchodziło kto z nią wyjdzie… ważne by ktoś to zrobił… byle nie wujek Ryszard! Jest w stanie znieść wszystko, tylko nie jego! Spacer powinien mieć trasę przebiegającą przez park, jednak wuj się do tego nie stosował. Jego trasa miała za zadanie zaliczyć przynajmniej jeden ze sklepów monopolowych, a wszystkie one leżały w przeciwnym kierunku do parku.
- Dobra. Ja pójdę – dało się słyszeć niski głos.
Psina jęknęła, gdy jej oczom ukazał się wpierw wielki brzuch wujka, a potem cała jego osoba. Klapa. Widać dzisiaj nie będzie jej dane poplotkować z przyjaciółmi i pobawić się w wysokiej trawie. Westchnęła kładąc się na ziemi i opierając pyszczek o przednie łapki.
W korytarzu znów zapanował harmider i tylko wujek w nim nie uczestniczył ubierając na wełnianą kamizelkę, dżinsową kurtkę, która była w niektórych miejscach lekko przykrótka.
Kanapka grzecznie dała sobie założyć szeleczki, a następnie ruszyła za wujkiem, powolnym krokiem, z opuszczoną głową, jak gdyby szła na ścięcie.

Na dworze było ciepło, choć co jakiś czas wiał chłodny wiatr. Dla Kanapki nie miało to, jednak najmniejszego znaczenia, bo futerko chroniło ją przed zimnem, a jego jasny kolor nie przyciągał słońca – było jej w sam raz. Dreptała grzecznie koło wujka, który – zgodnie
z jej przewidywaniami – ruszył w stronę przeciwną do parku. Nie mogła nic z tym zrobić, więc po prostu dreptała spokojnie na poluzowanej smyczy rozglądając się z obrzydzeniem na niewielkie trawniczki przed blokiem oraz ulicę po drugiej stronie chodnika. Fuj! Prędzej narobi w domu niż kucnie na tej zmaltretowanej trawie! Wujek najwidoczniej się tym nie przejmował, bo zatrzymał się po kilku krokach przed sklepem, którego szyld głosił: „Sklep Monopolowy 24h", przywiązał Kanapkę niedbale do słupka na trawie i po chwili zniknął za drzwiami.
Sunia siedziała grzecznie… przez pierwsze kilka sekund. Następnie nadszedł czas na tak zwany zwiad. Rozejrzała się we wszystkie strony, po czym stanęła na tylnich łapkach. Szarpnęła przednie łapy, a następnie głowę i  już po chwili szelki leżały na trawie, a ona siedziała obok nich. Zastrzygła uszami znów się rozglądając. Droga wolna! Wujek na pewno posiedzi trochę w tym sklepie, by rodzina nie patrzyła na niego podejrzliwie, gdy zbyt szybko wróci z tego „spaceru". Kanapka wstała i otrząsnęła się. Łańcuszek, przy którym miała dziwną kapsułkę z adresem do właścicieli „gdyby się zgubiła" zabrzęczała delikatnie pod wpływem tej czynności. Psina zamarła na moment, ale zdając sobie sprawę, że to na pewno nie wywabi wujaszka ze sklepu zrobiła w tył zwrot, po czym długimi susami, na krótkich nóżkach pobiegła w przeciwległą stronę, a mianowicie – do parku! Wpierw, jednak musiała ostrożnie przebiec obok schodów prowadzących do klatki, w której znajdowało się ich mieszkanie. Pokonała, jednak i tą przeszkodę bez trudu. Gorzej było przy wchodzeniu w zakręt na końcu bloku, gdyż wyszedł zza niego ogromny dog. Nastąpiła chwila wymiany spojrzeń, a zaraz po tym kolizja. Dog wprawdzie jak stał tak stał, ale Kanapka leżała na ziemi z obolałym pyszczkiem.
- Kana? Wszystko w porządku? – wielki pies zniżył łeb i spojrzał na leżącą przed nim sunię, która właśnie próbowała się podnieść.
- Znów uciekłaś – stwierdził po chwili nieco rozbawionym tonem.
- A ty Grand? Gdzie zgubiłeś swego pana? – spytała starając się uniknąć odpowiedzi na owy zarzut.
Spojrzała spomiędzy nóg doga we wszystkie strony. Nigdzie nie było widać jego człowieka.
- Spuścił mnie ze smyczy… idzie nieco z tyłu ze swoją znajomą… Widocznie nie podobało mu się, gdy ją obskakiwałem, chcąc jej pokazać, że ma we włosach pająka, ani kiedy oplątałem ich smyczą, by chociaż on to zauważył… - Grand westchnął i usiadł ociężale na ziemi.
Kanapka straciła widoczność, więc musiała wychylić się w bok by sprawdzić prawdziwość słów przyjaciela. Mówił prawdę. Ludzie to dziwne stworzenia. Ty starasz im się pomóc, a one tego nie doceniają.
- To powiesz, co robisz tutaj bez szelek? – spytał dog piorunując suczkę wzrokiem.
- Jestem na 'spacerze' z Ryśkiem – powiedziała, jakby samo imię miało być usprawiedliwieniem.
I wyraźnie było, gdyż dog zrobił minę w stylu „aa, rozumiem"
i pokiwał powoli głową.
- To wszystko rozumiem… A co to za zamieszanie przed twoją klatką? – spytał spoglądając w dal.
Kanapka nie rozumiała, o co mu chodziło. Przed chwilą tamtędy przechodziła i niczego nie zauważyła. Obróciła się, więc o 180 stopni i jej oczom ukazała się cała rodzinka – oczywiście bez wujaszka – biegająca od samochodu do drzwi klatki i na odwrót.
- Nie wiem – odparła zgodnie z prawdą wpatrując się w to dziwne zajście i próbując je zrozumieć.
- Może wakacje? Zawsze o tej porze roku gdzieś wyjeżdżamy – dało się słyszeć czyjś głos.
Psy spojrzały na boki ale nikogo nie dostrzegły.
- No wiecie, co… - dało się słyszeć ten sam głos.
Kanapka uniosła wzrok w górę. Na drzewie siedział Jajko.
A dokładniej mówiąc to nie było to jajko tylko gołąb o tym właśnie imieniu. Jajko był częścią dziwnej rodziny Kanapki. Kiedy był rzeczywiście jajkiem, znaleźli go na balkonie. Dzieci postanowiły się nim zaopiekować i w ten sposób Jajko był teraz stałym gościem na ich balkonie, a czasem nawet w mieszkaniu.
- Nic na ten temat nie słyszałam – obruszyła się sunia, gdy zdała sobie sprawę, że nikt jej o wakacjach nie mówił.
- Ale na to wygląda… A to znaczy, że jeśli dowiedzą się, że znów uciekłaś to dadzą ci karę i zostawią z panią Joanną – Grand po chwili zastanowienia spojrzał w dół na siedzącą przed nim koleżankę.
Pani Joanna to starsza pani, która mieszka w mieszkaniu pod rodziną Kanapki. Pachnie u niej dziwacznie i ma pełno wścibskich kotów. Sunia nie znosiła u niej zostawać.
- Klops – podsumowała to bardzo inteligentnie, gdy dotarło do niej w jakiej jest sytuacji.
By uniknąć pobytu u zdziwaczałej sąsiadki musiała pobiec
z powrotem pod sklep monopolowy omijając tym samym kręcącą się przed klatką rodzinę. Nie do zrobienia!
- Nie dam rady przebiec niezauważona! Może i jestem mała, ale nie aż tak! – powiedziała obruszona i spojrzała na Granda. Wprawdzie dog nie należał do najbystrzejszych, ale często w takich sytuacjach miewał jakieś pomysły.
- Pobiegnij tyłem – powiedział pies po chwili zastanowienia
i wskazał drogę biegnącą za blokiem.
- Ta droga jest, co najmniej dwa razy dłuższa… nie dam rady tamtędy przebiec…
- Dasz… tylko nie chcesz bo boisz się pobrudzić – skwitował Jajko.
- Dla ciebie to łatwe bo możesz polecieć! Ja musiałabym brnąć przez kałużę, przebiec przez zagajnik śmierdzących roślin, oraz przekopać się pod płotem obok sklepu – gdy skończyła wyliczać liczbę przeszkód na jej drodze spojrzała znów na przyjaciół.
- To powodzenia – dog najwidoczniej nie zrozumiał aluzji, gdyż siedział merdając ogonem by dodać jej otuchy.
- Im szybciej zaczniesz, tym szybciej będzie koniec – powiedział gołąb, po czym zerwał się do lotu zastanawiając się, który balkon tym razem, powinien nosić ślady jego obecności w tej okolicy.
Kanapka zrobiła wielce urażoną minę, ale mimo to ruszyła truchcikiem wskazaną jej drogą. Już po kilku metrach stanęła przed ogromnym bajorem. Tył bloku miał to do siebie, że nikt tędy nie chodził. Pełno tu było starych, zarośniętych ogródków oraz drzew różnej wielkości.
- Pięknie – mruknęła sunia starając się znaleźć jak najpłytszą drogę.
W końcu jednak uznała, że chodzenie w tę i we w tę przed kałużą nie pomoże, a jedynie sprawi, że ktoś obserwujący całe zajście uzna ją za tchórza. Do tego nie mogła dopuścić, tak więc rzuciła się przed siebie… i trafiła akurat w najgłębsze miejsce. Po przebrnięciu na drugą stronę była mokra i obłocona do aż po szyję. Mimo to z miną niezwykle zdeterminowanego żołnierza, ruszyła biegiem przed siebie, pokonując niewielkimi susami różne gałęzie i kamienie. Następnie wbiegła w zagajnik wysokich roślin. Ludzie normalnie zawsze je wyrywali, ale ten ogródek był najbardziej zaniedbanym
w okolicy i chwasty – jak nazywali je ludzie – osiągnęły bardzo pokaźnie rozmiary.
Po przeprawie, która przypominała raczej brnięcie przez zdziczałą dżunglę niż podróż przez ogródek, Kanapka znów ruszyła biegiem. Teraz musiała tylko przebiec przez nieco mniejszą kałużę, pokonać dwa ogródki, łączkę z wysoką trawą i… już! Wbiegła
w uliczkę między dwoma blokami i stanęła przed płotem, który prowadził do sklepu monopolowego. Ziemia była tutaj bardzo ubita, dlatego przekopanie się przez nią było niezwykle trudne dla tak małego pieska. Jednak Kanapka nie dawała za wygraną! Chwilę siedziała bez ruchu medytując w celu umocnienia swego ciała, następnie ruszyła do ataku. Przebierała szybko łapkami wchodząc coraz niżej. Oczywiście nie obyło się bez nieprzyjemnych spotkań
z dżdżownicami, za którymi sunia nie przepadała od czasu, gdy dzieci szykując karmę dla młodego Jajka przez przypadek zmieszały je także z jej własną karmą.
W końcu po kilku minutach zaciekłej walki Kanapka przekopała się na drugą stronę płotu. Wyszła z ziemi cała obłocona i zakurzona, ale też zadowolona z siebie. Teraz zostało już tylko wcisnąć się
w zbyt duże szelki i nikt się niczego nie dowie!
Jak planowała, tak zrobiła i już po chwili siedziała tam gdzie zostawił ją wujek, jak gdyby nigdy nic. Jedyną różnicą był stan jej futerka oraz mina – wcześniej niezadowolona, a teraz dumna
z siebie, że mimo swych rozmiarów zdołała osiągnąć tak wiele.
Po kilkunastu minutach wujek wyszedł ze sklepu z podejrzanie czerwonym nosem, a następnie ruszył wraz z Kanapką z powrotem do domu. Wprawdzie psinie ulżyło, że nie zwrócił on uwagi na jej stan czystości, jednak z drugiej strony nie podobało się, że po tak nużącej przeprawie musi nadrabiać drogi poprzez kluczenie od jednej strony chodnika do drugiej, gdyż w taki właśnie sposób szedł wujaszek.
Niestety w domu nie dało się nie zauważyć brudnych śladów pozostawionych przez Kanapkę na podłodze, jednak tym razem nikt się nad tym nie zastanawiał. Pozostawało tylko wypłukać niezadowoloną sunię w wannie, a następnie zawiniętą w ręczniki niczym nadzienie w naleśniku wpakować do samochodu. Czas na wakacje!
To jest pomysł na kolejną książkę "na zaś".

OPIS
"Wędrująca Kanapka"

Nie. Ta książka nie opowiada o spleśniałej kanapce, która zgodnie z powiedzeniem „sama chodzi”. W tym wypadku Kanapka nie jest częścią porannego posiłku, a raczej niewielkim, kudłatym owczarkiem walijskim, lepiej znanym pod nazwą Welch Corgi. Nie jest to, jednak historia pt. „Lessie Bis”, czy opowieść o „Kanapce, która jeździła koleją”. Właściwie to pies jest oczywiście w centrum uwagi i zainteresowań, ale nie książki, a jej bohaterów, którymi jest niezwykle nietypowa, zwariowana rodzina, swymi upodobaniami i poczuciem humoru często porównywana do nowoczesnej Rodziny Adamsów.

Hipochondryczna babcia, której ulubionym tematem jest stan jej zdrowia. Dziadek, który mimo, iż rozwiódł się z „babcią” to nadal mieszka z rodziną i często zapomina, że już nie jest
w wojsku. Tato numer 2, jak na niego wołają dzieciaki, gdyż jest nowym mężem „Mamusi” i przeżywa tzw. kryzys wieku średniego. Wspomniana już Mamusia, będąca pracoholikiem i kobietą – w jej mniemaniu – nowoczesną. Wujaszek, którego więcej jest, niż nie ma – i mowa tu o jego tuszy, a nie stanie „bywalności” w domu, gdyż jest ona niemal stuprocentowa, zwłaszcza, gdy towarzyszy mu dobry koniaczek i coś w telewizji. No i oczywiście jest jeszcze dzieciarnia, a mianowicie: starsza córka, której najlepszym kompanem jest książka, a gdyby miała do wyboru wycieczkę na bezludną wyspę lub do Disneylandu, to wybrałaby to pierwsze; synek, który pod względem wieku jest „środkowy”,
a gdyby miał do wyboru tą samą opcję, co jego starsza siostra to bez zastanowienia wybrałby wizytę na cmentarzu… no i oczywiście mała córeczka, której zasób słownictwa nie wychyla się nadto ponad serię mlasków i niezrozumiałego zestawienia przypadkowych liter, a jej bliscy z uwielbieniem nazywają ją Tarzanka, ze względu na to, iż lepiej dogaduje się ze zwierzętami, niż z własną matką. Oczywiście to nie wszyscy, bo jest też przecież Kanapka, będąca nieodłączną częścią tej rodzinki,
a także gołąb imieniem Jajko, który został odchowany przez dzieciarnię. Są też osoby „przejściowe”, jak Tatuś nr 1 uwielbiający wpadać „zniecka znacka”, czy kuzynka Mamuśki, która zawsze przychodzi rzekomo na kilka sekund, a potem okazuje się, że zostaje na kilka dni. Są też koledzy i koleżanki
z pracy rodziców, ze szkoły dzieciaków oraz grono znajomych starszego pokolenia. Innymi słowy jeden wielki „Misz masz”, któremu bardzo uważnie przygląda się tytułowa Kanapka.
© 2011 - 2024 Drzuma
Comments1
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
YukiRose19's avatar
X3 yay i love corgis i have a mix and they r so cute ^///^